23 kwietnia 2013

Wpół do trzeciej.

Umieram tylko troszeczkę. Cholernie wszystko mnie boli od niedzieli.
Właściwie to trening był wspaniały. Teren i skoki także. Niestety moje zastałe mięśnie stwierdziły, że po dwugodzinnej jeździe oraz kilkunastu kilometrach na rowerze zafundują mi takie zakwasy, żebym nie mogła wstać z łóżka. 
No i tak właśnie się stało. Cały poniedziałek praktycznie przeleżałam w wannie. W międzyczasie obejrzałam sobie zaległy odcinek xfactora, a przed chwilą skończyłam zakon feniksa. Niestety jestem zbyt zmęczona i rozkojarzona jednocześnie, by czytać. Bardzo mnie to smuci, ale co mogę zrobić. Mogę jedynie czekać, aż to minie i wtedy wrócić do czytania. 
Staram się być dobrej myśli. W końcu to nie może trwać długo.
Niestety dzisiaj kończą się wymówki i narzekanie. Pora pojechać do stajni i się rozruszać.
W stajni zwykło się mówić: 'na kaca najlepsza jest praca', mam nadzieję, że to samo podziała na zakwasy.
Zostaje mi trzymać kciuki, skoro nie podziałała nawet gorąca kąpiel.

Ostatnio coraz częściej myślę, o czymś, co jeszcze w zeszłe wakacje wydawało się być tak bardzo odległe.
Czy mogłabym kupić Pokusę? Czy dałabym radę czegoś jeszcze ją nauczyć? Czy to nie jest właśnie ten odpowiedni koń?
Dręczy mnie to okrutnie. Nie rozumiem czemu to do mnie przedtem nie docierało.
Najgorsze jest to, że teraz zupełnie nie mam na to szans. Jednocześnie mam coraz mniej czasu, ponieważ ten koń młodszy już nie będzie.
Moje myśli są do tego stopnia szalone i desperackie, że powoli stają się coraz bardziej rzeczywiste.
A może mogłabym? Może właśnie wtedy by mi się udało?
Boję się tak myśleć, a jednocześnie nie umiem przestać.
Może w przyszłym roku jak wszystko się troszkę uspokoi i poukłada? Pójdę do szkoły, może tata zechce mi ją kupić? Będzie czas, będą chęci, może nam się uda?
Jestem strasznie skonfundowana. Boże, skąd mi do głowy takie słowa przychodzą. To dowodzi temu, że naprawdę jest ze mną źle. Czuję się osaczona. Nie chcę żeby taki dobry koń się marnował. Czemu wcześniej o tym nie pomyślałam, przecież pracuję z nią od ponad roku.
A może to jednak zbyt krótko? Czy nie wyciągasz zbyt pochopnych wniosków? Co by było gdyby ci się nie udało jej ułożyć? Byłabyś w stanie ją sprzedać?
Pytania bez odpowiedzi nieustannie zaprzątają mi głowę. Atakują mnie w każdej wolnej chwili. Przynajmniej kiedy pracuje mam względny spokój.
A może odczekać rok i spróbować kupić ją w przyszłą wiosnę? Dać sobie jeszcze rok na zastanowienie się, może czas wszystko sam wyjaśni?
Po części tchórzostwem będzie pozostawienie tego problemu, by rozwiązał go czas, aczkolwiek myślę, że lepszego rozwiązania na dzień dzisiejszy nie umiem znaleźć.
Rok. 
To jest dobra liczba. Czas wiele wyjaśnia. Może poprzednia pośpieszna decyzja miała być dla mnie nauczką, by tak tym razem zastanowić się dłużej i lepiej to przemyśleć.
Jeśli nie dam czasowi czasu to czuję, że znowu będę żałować. Nie chcę już nikogo tracić. Drugiej takiej straty, z ręką na sercu, nie przetrzymałabym. To było zbyt ciężkie. Zbyt trudne. 
Zbyt niezrozumiałe. Nie pozwolę, by się powtórzyło.

Pisanie jednak pomaga.
W mojej głowie to wszystko wyglądało tak strasznie, że nie byłam w stanie się z tym zmierzyć. Jednakże tutaj.. Czarno na białym jest inaczej. Prościej. Pomysły i rozwiązania przychodzą same.
To bardzo miła alternatywa, w porównaniu z tym co się działo w mojej głowie. Mnóstwo myśli, mnóstwo pytań i żadnej odpowiedzi.
Chyba podjęłam słuszną decyzję. Mam nadzieję, że nie będę musiała jej żałować.
Póki co wracam do życia teraźniejszością. Pora się skupić na tym co ważne dzisiaj.
A dziś najważniejszy jest sen.

Piętnaście po trzeciej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga