28 lutego 2013


musiałam to dodać, nie mogłam się powstrzymać
nasze śmieszne miny zdecydowanie poprawiają mi humor
tyle wygrać~





tak trochę śmiesznie się czuję, bo z jednej strony jest w porządku i ciągle chce mi się śmiać, a z drugiej strony najchętniej położyłabym się już spać.
no cóż, póki co szkoda dnia na sen. jest tak pięknie i słonecznie, w powietrzu delikatnie już czuć wiosnę. zdecydowanie motywujące do życia.
jeszcze będzie przepięknie, zobaczysz sara, jeszcze się zdziwisz. musi być.


reszta żydowskich zdjęć:









faza umierania chyba odeszła i jest znośnie. 
nadal wyglądam jakbym nie spała, nadal wyglądam jakbym za dużo jadła. ale tak nie jest. nie jem dużo, śpię całkiem porządnie, chociaż nadal nie mogę się wyspać. już niedługo wiosna, tyle ładnych ubrań wchodzi do sklepów, a ja taka gruba. frustracja sięgnęła zenitu i teraz spróbujemy spacerować więcej i mniej siedzieć przed komputerem. głos w mojej głowie stwierdza, że jestem straszną hipokrytką. drogi głosiku, doskonale o tym wiem, ale tonący brzytwy się chwyta, nieprawdaż?
poprawiła mi się cera, napar z rumianku czyni cuda. kwas hialuronowy także. ciesze się bardzobardzobardzo~






słucham robbiego williamsa i myślę sobie co by było gdybym mogła cię mieć. pff, marzenia ściętej głowy. chciałabym się znowu napić. trochę uciec, trochę się schować, trochę porozmawiać. byłoby miło. 
jestem dziwnie skonsternowana, nie wiem nawet co napisać. niby czuje się dobrze i jest w porządku, ale z drugiej strony mi ciężko jakoś. nawet nie tyle, że jestem smutna. zwyczajnie mi ciężko. 
ciężko się śpi, ciężko się wstaje, jeszcze ciężej się oddycha. czasem chciałoby się nie oddychać wcale.
ale nie da się, nie tak łatwo.
trzeba wstawać, trzeba iść, trzeba dać radę. niby tak mało, a jak dużo.
znowu chce mi się płakać, a nie potrafię. mimo wszystko czuje jakieś głupie ciepło w sercu i chyba tylko dzięki niemu potrafię się pocieszać codziennie. i spać, i wstawać, iść i oddychać. coś mnie podtrzymuje na duchu mimo, że nie potrafię nawet sprecyzować co. jakaś drobna nadzieja na poprawę.
no, ale staram się i próbuje się ogarniać, nawet jeśli nadal słabo mi to wychodzi. ważne, że się staram.
prawda?

25 lutego 2013


„Żegnając przyjaciela, nie płacz, ponieważ jego nieobecność ukaże ci to, co najbardziej w nim kochasz.”
Khalil Gibran
Przed chwilą przeczytałam coś bardzo mądrego. Coś, co  poruszyło we mnie najczarniejsze zakątki duszy, odkurzyło dawno nie używane uczucia. Już zapomniałam jak to jest, tak zwyczajnie płakać. A jednak płakałam. Dławiłam się łzami, pociągałam nosem. I chyba serce mi wypadło z rąk, znów pokruszyło się na drobiazgi.
Nie bardzo mam siłę na cokolwiek, nie bardzo mam siłę pisać. Jednakże to robię. Wychodzę na przeciw smutku, staram się. Mimo, że walka jest ustawiona. Ciekawe ile zapłacili za moją wielką przegraną.
Kocham osoby, których nie powinnam. Nienawidzę tych, którym należy się miłość.
To cała ja. Ukrywam się przed wami, przed waszym światem, przed jego wścibskimi spojrzeniami. 
Cała ja, zgarbiona , z zapuchniętymi oczami. Po raz kolejny szlochająca do kubka herbaty. Uciekająca przed własnym odbiciem.
Łzy nie lecą, nie ma już płaczu. Jest tylko głuche zawodzenie, z twarzą wykrzywioną bólem. Zębami po raz kolejny wgryzającymi się w nadgarstek.
Chodź, powiedz, że będzie dobrze.
Powiedz, że uda nam się przeżyć jeszcze jeden taki dzień. Że będzie pięknie świeciło słońce. Że przestane się dusić we własnym ciele. Że wygram walkę ze swoim umysłem. Że nie poddam się jutro. Że dam radę. Że wytrzymam.
Proszę, powiedz, że będziesz.
Nie chciałam być tu sama. Boję się samotności jak niczego innego.
Nie zostawiaj mnie, bo się kruszę.
Bije się ze ścianami, z własnym ciałem. Coraz więcej siniaków, na już i tak posiniaczonej dłoni. 
I coraz mniej duszy.
Chciałabym ciebie jak nikogo innego, czy mogę jeszcze o to prosić?
Jeśli rozkażesz, odejdę. Nie martw się, nie zobaczysz mnie więcej.
I mimo, że trzymam się jeszcze na nogach, to z każdą chwilą jestem bliżej końca.
Chcę tylko ostatni raz egoistycznie poczuć cię przy sobie. Chcę ostatni raz usłyszeć, że mnie nie chcesz. Chcę ostatni raz poczuć twój zapach na moim ramieniu.
Potem odejdę.
Tylko spójrz mi w oczy. Proszę. Powiedz mi, że nie ma tu dla mnie miejsca.
Przy tobie, przy twoim boku. Powiedz, że powinnam już pójść. Powiedz, że już mnie nie chcesz. Powiedz, że moje pocałunki już nie leczą, a moje ręce przestały przynosić ukojenie.
Zrób tylko to. Tych kilka słów, a zrozumiem. Tych kilka słów, a wybaczę ci wszystko.
Będę czysta, bez zobowiązań, bez uczuć, bez nikogo dla kogo byłoby warto starać się i walczyć, tak jak to robiłam co dzień.
Jedna męska decyzja. 
Jeden krok przed siebie, jeden ruch dłonią.
Jedno puste, skruszałe szklane serce.
Jedna roztrzaskana na płytach chodnikowych czaszka.
Jeden problem mniej.



kilka twoich słów
a ja ciesze się jak dzieciak




walą się fundamenty wszelkie
zbudowane w moim mózgu
wali mi się strop
na głowę 
walą się ściany
które tak długo i namiętnie budowałam
wszystko jest teraz
podatne na złamania
włamania
wtargnięcia

...najbardziej moje serce



22 lutego 2013



Wygląda na to, że coś do reszty zmieniło postać rzeczy w mojej głowie; coś zmieniło swoją wartość. Zmiana ta jest niesamowicie przerażającą perspektywą. Zawsze była, może dlatego trwało to tak długo. Pozornie zamknęłam się w szafie swojego umysłu na długie lata. Chowałam w niej wszystkie nielogiczne myśli, pragnienia wykraczające poza margines normalności. Był to delikatny sposób oszukiwania się, poprzez nie dopuszczanie prawdziwych myśli do głosu. 
Ale było coraz więcej. Szafa w miarę możliwości zaczęła się rozrastać, lecz z czasem i na nią zabrakło miejsca w moim umyśle.
Wszystko ucichło i szczerze, myślałam, że to już za mną. Że burza przeszła i zza chmur przeszłości powoli zacznie wychodzić odnawiające słońce. Okazało się jednak, że coś ogromnego mi je przysłania. Była to właśnie ta szafa, która rozrosła się do kolosalnych rozmiarów. W końcu jak miała inaczej pomieścić te wszystkie lata frustracji i hipokryzji, musiała być naprawdę wielka.
Natchniona chęcią poznania nowego, chwyciłam za nią chcąc pozbyć się jej na dobre. Drzwi otworzyły się, a na mnie wypadło to wszystko, co do tej pory zostało tam upchnięte. I ku mojemu zdziwieniu, te uczucia i pragnienia, mimo, że skutecznie więzione nie przygasły ani trochę. Były nadal żywe. Nadal są.
Zaczęłam się w nie zagłębiać i analizować. Po tylu latach stwierdziłam, że bzdurnym było je chować, bowiem niektóre są tak odważne i piękne, aż żal ściska serce, że nie pozwolono im otwarcie płonąć. Głupie to było z mojej strony, ale co poradzić, byłam dzieckiem. Nadal jestem. Mimo to trochę dorosłam. Wewnętrznie, duchowo. Ciągle się ich boję, ponieważ mimo, że są moje to nadal pozostają w oddali od mojej osobowości. To nadal jest margines przyzwoitości.
Nadszedł czas, by porzucić złudzenia. By na dobre wymazać z umysłu ograniczające nas marginesy. By z innej perspektywy spojrzeć na stare sprawy.
Bez cudzych kratek i linii pomocniczych,
żyć w zgodzie ze samym sobą.



21 lutego 2013






tu ma być spokój i miłość kwitnąca; młodość, wolność, niezależność
spokój, szczęście, czułe letnie poranki
i niekończące się noce





kwintesencja nudy, której każdy z nas chciałby doświadczyć choć raz

20 lutego 2013




well,
 everything is fine*




smucę się na każdym kroku. moje plany zostały doszczętnie zniszczone, a ja nic nie mogę z tym zrobić.

chujowo.






*but I wish I was dead

18 lutego 2013

tym razem 8 rano proszę państwa~
niby nie ma sensu już się kłaść, ale coraz bardziej mam chęć przespać się chociaż z godzinkę.


moje ambicje się ostatnio przerażające. robię ćwiczenia z angielskiego, jednocześnie ucząc się koreańskiego alfabetu i powtarzając japońskie słówka. wiem, że to za dużo na raz, ale co mogę poradzić na to, że tak bardzo chcę się wreszcie nauczyć. wszystkiego. i nigdy nie sądziłam, że to napiszę, ale tak jak kiedyś szkoda mi było czasu na życie, tak teraz szkoda mi czasu na sen. sen jest dla słabych. po co spać kiedy można wydłużyć sobie dzień o te 6 czy tam 9 godzin.
czasem bywa ciężko, ale bardzo cieszy mnie to, że wreszcie chce mi się chcieć. dla mnie to już naprawdę bardzo dużo. myślałam, że już nic nie zmotywuje mnie do nauki czegokolwiek, w końcu tak bardzo nienawidzę szkoły, jednakże okazało się, że to nie nauka jest powodem. uczyć się lubię, to ta cała instytucja mnie zabija.
w każdym razie ostatnio bardzo boje się odmóżdżenia przez internet. zaczęło się tak, że popełniałam drobne błędy składniowe, zjadałam przecinki. jakiś czas później zaczęłam robić błędy ortograficzne. to był szok,  w szczególności, że mnie bardzo rażą tego typu mankamenty. stwierdziłam, że coś trzeba z tym mózgiem zrobić, trzeba dać mu choć trochę popracować, w końcu nie chcę go stracić na dobre.
myślę, że to była dobra decyzja. chociaż trochę żałuję, że nie mam teraz czasu na pisanie opowiadania, ani na śpiewanie, czy kręcenie vlogów. teraz najważniejsze jest, by wrócić łatwość logicznego myślenia, która ostatnio gdzieś u mnie zanika. wtedy będzie czas na przyjemności.
tymczasem pora się wykąpać i ugotować kaszę, albo ryż na pożywne śniadanie. potem trzeba się porządnie ubrać, wymalować i dalej starać się pracować nad sobą. 5 posiłków dziennie to nie lada wyzwanie dla mojego zastałego metabolizmu. trzymajmy się planu i wszystko będzie dobrze.
a czas tak czy inaczej zleci.

17 lutego 2013

generalnie to jestem szczęściarzem chyba.
udało mi się zdobyć książkę do koreańskiego i cieszę się z tego niezmiernie.

spałam dziś tylko 2 godziny, byłam w stajni i trochę się pobiłam z Jaskrem. przycisnął mnie nawet do ściany i mam krwiaka na brzuchu. strasznie się zrobił agresywny ten koń, nie wiem co mu jest.  w sumie może to od tego, że już wiosna niebawem. konie zawsze wariują na wiosnę.
później w przyjechałam do domu żeby w locie wyszykować się i ruszyć na drugie urodziny mojego kochanego przyrodniego brata. szłam pieszo więc oczywiście się nie wyrobiłam, ale spacer zdecydowanie dobrze mi zrobił. śmiesznie się przygląda ludziom chodzącym po mieście. wszyscy są tacy sami, tak samo smutni i zmęczeni, wciąż uparcie studiują powierzchnię chodnika. rzadko który ma odwagę spojrzeć drugiemu w twarz, a już prawie żaden nie spojrzy w oczy.
wysiedziałam się na urodzinkach, zjadłam kawałek tortu. mimo przeogromnego zmęczenia towarzyszącego mi przez cały czas uśmiechałam się szeroko. jest taki młody, niech się cieszy, póki jeszcze może. swoją drogą chciałabym być na jego miejscu. chciałabym móc powtórzyć dzieciństwo. to był taki piękny czas.
około godziny 18 zebrałam się i poszłam do domu. kolejny spacer, kolejne obserwacje mijanych przechodniów. jeszcze więcej szarzyzny, jeszcze więcej bezradności, z dużą dozą zmieszania.
wpadłam do domu i widząc śpiącą matkę od razu wyszłam. poszłam do kolegi, tam spędziłam czas aż do wieczora.
było zabawnie. ciesze się, że są jeszcze osoby, do których mogę pójść prawie zawsze. to miłe.
przy okazji zrobiłam sobie magiczne zdjęcia z Diablo III, najlepszą grą wszech czasów: 


i pomijając moje pogryzione do krwi wargi, kłótnie z matką i problemy z akceptowaniem siebie to
 jest całkiem dobrze.
chcę się nauczyć koreańskiego. boże daj mi siłę.
na to życie.

takie żydy, tyle wygrać~

16 lutego 2013

czytam swoje własne stare posty i śmieje się z mojej głupoty.
swoją drogą znalazłam wieczorne zdjęcie z dnia psychicznie chorych.



żryj cukierki z wódką z worka w kształcie dupy
 pij herbatę z cytryną i czytaj "listy do domu" Lady Łazarz
pochlipuj pod nosem, irytuj się, że nie możesz czytać, bo łzy zamazują ci obraz

to był piękny wieczór, oby więcej takich.


_________________


a dziś?
dziś przespałam, przeleżałam, przesiedziałam
przejadłam też.
piję dużo herbaty, chyba boje się śmierci
przytyłam całe pół kilo i jest mi bardzo żal.
mimo to hardo jem dziś wszystko na co mam ochotę, ot taki kaprys.
nie zrobiłam nic co miałam w planach, ale kiedy rano wstanę nie będzie już wymówek.
o 11 do stajni, o 13 do domu, potem na lodowisko.
co najmniej 5 warzywnych posiłków dziennie żeby odratować mój metabolizm.
no i powrót wegańskiej diety, bo kiedy wypiłam 2 szklanki mleka przedwczoraj od razu przetłuściła mi się cera, do tego dzisiaj zrobił mi się pryszcz. nie zniosę ani jednego więcej. ach, ileż to krzywdy potrafi zdziałać białko odzwierzęce.
swoją drogą przyglądam się właśnie swoim bliznom i stwierdziłam, że przydałoby się zrobić im zdjęcie.
w końcu za jakiś czas nie będzie ich tyle samo. będą się zmieniać, zanikać, przybywać nowe będą.
trzeba to jakoś uwiecznić.
ostatnio marzy mi się aparat. tyle rzeczy chciałabym na stałe zatrzymać, a nie mam jak.
zastanawiałam się nawet czy nie sprzedać mojego najukochańszego nintendo żeby kupić jakąś zwykłą lustrzankę z portretowym obiektywem.
strasznie ciężka decyzja, 
zbyt dużo ciężkich decyzji.

15 lutego 2013

jest druga w nocy, a ja tak bardzo na trzeźwo - czyli jak zawsze - piszę notkę.
w sumie bawi mnie to, że dzisiaj tak wcześnie tu zawitałam, bo zwykle przypominam sobie o blogu dopiero nad ranem.
co za paskudny dzień dzisiaj był; tyle jedzenia, tyle bólu, tyle obojętności. tyle przegrać.
chciałam dziś wziąć się za pisanie opowiadania i jak zawsze skończyło się na "chceniu". muszę wreszcie zebrać się i skończyć pisać ten rozdział. w końcu już dziś piątek, ostatni dzień, nie powinnam przeciągać. z resztą i tak miałam bardzo dużo czasu.
dziś już piątek. kolejny tydzień minął, a ja nawet nie zauważyłam kiedy na dobre się zaczął. ludzie mają ferie, ja mam wolne zawsze, więc nie robi mi to różnicy.
powinnam wreszcie zacząć czytać książki, zamiast siedzieć na tumblrach, albo oglądać kolejne bzdurne anime. powinnam wziąć się za siebie. nie jeść tyle i zacząć ćwiczyć. powinnam nagrać vloga. powinnam częściej chodzić na łyżwy. powinnam więcej uczyć się japońskiego. powinnam uczyć się alfabetu koreańskiego. powinnam się codziennie malować i dbać bardziej o włosy. powinnam przestać obgryzać paznokcie. powinnam z powrotem nauczyć się żyć.
to nie może tak być, że dzień za dniem upływa nie wnosząc żadnych zmian. czas przecież i tak leci, powinnam w międzyczasie coś robić ze swoim życiem. 
mimo, że nic nie ma sensu i nie chce się wstawać, ani rano ani o 15. mimo, że nie ma już szans by wrócić to co straciłam. mimo wszystko powinnam jakoś próbować się podnieść. 
mimo wszystko.
ostatnio coraz ciężej się wypowiada to zdanie.
chociaż moja osoba złożona jest właśnie z tego "mimo wszystko".
kiedy jest dobrze, to mimo wszystko i tak czuje się źle. kiedy jest źle, to mimo wszystko staram się jeszcze choć trochę wierzyć, że może być lepiej. i chociaż mimo wszystko nie chce się poddawać to doskonale wiem, że mimo wszystko przegram tą nierówną i ustawioną odgórnie walkę zwaną życiem.
sens się kończy wraz z nocą, a słowa nie kończą się z sensem.
ostatnio bywają zaskakująco puste. i lekkie. rzucone na wiatr daleko ulatują, by zniknąć za horyzontem. szybują w podświadomości do

archiwum wiecznej ciszy

14 lutego 2013

zaraz zrobię coś o czym marzyło mi się już od jakiegoś czasu
najpiękniejsza rzecz
walentynkowe jedzenie do zarzygania!


swoją drogą oto walentynka ode mnie dla wszystkich samotnych osób
cieszcie się, że nie musicie wydawać pieniędzy na jakieś bzdurne czekoladki
no i, że możecie jeść ile tylko chcecie, bo i tak nikogo nie obchodzi to czy macie grubą dupe
powodzenia w życiu
róbcie to co przyjemne, ulegajcie pokusom, cieszcie się, bądźcie wdzięczni
a ja idę realizować swoje magiczne walentynkowe plany
całe szczęście, że dom jest pusty
taki piękny napad.
boje się o nas, tarot czasem słusznie potrafi przerazić człowieka...







niedbale ubrany wędrowiec wyrusza w swą wędrówkę z plecakiem, jako zapasem na życie,
nie wiedząc nawet, że ma w nim perłę.

13 lutego 2013




tak troszkę się sypie i nie umiem już planować, nie umiem też pisać.
boje się siebie, boje się jutra.
boje się, że jest godzina czwarta nad ranem, a sen już od godziny puka do drzwi.
boje się, że zacznę spać nocami, a dni znów będą zbyt puste i długie.
boje się, mojego strachu.
kule się w sobie i troszkę zamykam.
na szept, na łzy, na żal ; na siebie samą.
bo w końcu z tego jestem, cała ja
utkana z goryczy, nadgryziona przez smutek, przeżuta przez czas.
stoję i z tego miejsca macham wam zmarzniętą dłonią
patrzę w waszą stronę mętnym wzrokiem wariata i widzę trochę więcej niż powinnam
patrzę w wasze oczy o zmęczonym kolorze i tonę w melancholii
niknę w wypaleniu, roztargnieniu i zrezygnowaniu
bije się z myślami chcąc odwrócić wzrok
nie chcę patrzeć na zło
opuszczam dłoń i przygryzam siniejące wargi
to nie jest tak, że ja się poddałam
to nie tak, że bałam się bólu
nie bałam się cierpienia
nie bałam się goryczy
nie bałam się
was


nie chciałam patrzeć w wasze oczy, ponieważ w nich mogłam ujrzeć odbicie moich własnych


a wtedy nie byłoby już odwrotu
i nie byłoby co zbierać z chodnika
kiedy posypałabym się na dobre
z dachu wieżowca.

12 lutego 2013

i znów bazgrole po nocy zamiast spać
tym razem kochana słodziaszna Ciri.
co prawda jeszcze nie skończyłam no, ale myślę, że na dziś wystarczy.
swoją drogą "talentów poskąpił pan, lalalalala", a przynajmniej tych manualnych.
rysować się chyba nigdy nie nauczę, zawsze będę gryzmolić jak czterolatek.
ale i tak nie narzekam, bo pierwszy raz w życiu widać, że postać przedstawiona na obrazku ma jasne włosy. XD





już szósta rano
może sen przyjdzie
...
może mnie
odwiedzisz?

11 lutego 2013




Wild horses couldn't drag me away 
Wild, wild horses, we'll ride them some day 













siedzę i gryzdam już chyba 10 kartkę jakichś bzdurnych oczu
wzruszam się na nic nie znaczących filmikach i raz po raz popadam w melancholijny nastrój myśląc o wakacjach
słucham piosenek Stonesów, mam głupie wrażenie tęsknoty za czymś czego nie dane mi było zaznać.
i nie mam pojęcia co się ze mną dzieje, ale zdecydowanie nie wychodzi mi to na dobre.
mając tyle czas powinnam zacząć już wreszcie pisać nowy rozdział opowiadania zamiast tracić czas na takie głupoty.
mogłabym też się chociaż raz wyspać,
ale nie, ja wolę marnować czas
całe moje pieprzone życie.
swoją drogą zjadłam dziś tyle, że nie mam nawet odwagi zajrzeć na tumblra
oj sara, jesteś taka żałosna.

10 lutego 2013


to uczucie kiedy uświadamiasz sobie, że przez całe swoje krótkie, niespełna szesnastoletnie życie wyglądasz jak elf


zezowaty, za gruby i z krzywym nosem

ale zawsze elf


niby bzdurne "cotam", a jak potrafi człowieka ucieszyć. śle średniki z gwiazdką. chcę już wiosny. tęsknie
za wolnością, za Tobą, za nami. za czymś czego nie miałam i nie będę miała, bo Ty nigdy nie będziesz należał do mnie; nie będziesz nigdy czyimś.
 jesteś jak wilgotne letnie powietrze; jednocześnie nie należąc do nikogo
   dostępne do użytku dla całego świata.


swoją drogą, wiesz, że wszyscy, 
których kiedykolwiek uwielbiałam
urodzeni byli w kwietniu?

i już chyba wiem, z którego miesiąca jesteś Ty.

8 lutego 2013





mieliśmy błękitne oczy 
i nikt nas nie kochał
oprócz samych nas, kurwa
nikt nas nie kochał


boje się, 
tracę grunt pod stopami
siebie też powoli
tracę.










przepraszam za to, że się użalam nad sobą, zwykle starałam się tego nie robić
nie zwykłam też cieszyć się bez żadnego powodu
ostatnio dzieje się wszystko co zwykło się nie dziać
i jest mi ciągle teraz
jakoś
niezwykło

ale kiedy już się posypie, to będzie bardzo ciężko
dużo ciężej niż 
zwykło
mi być

7 lutego 2013

czy godzenie się na wspólną podróż autostopem po godzinie internetowej znajomości jest wystarczająco szalone bym mogła nazywać się wariatką? myślę, że zdecydowanie tak. jednak intuicja podpowiada mi, że warto się poddać i płynąć z prądem. pierwszy raz od niepamiętnych czasów odnoszę wrażenie, że życie coś dla mnie szykuje. nie wiem czy będzie to dobre, chociaż zwroty akcji zawsze są dobre. dużo lepsze niż ciągłe stanie w miejscu.
w mojej głowie kotłuje się wiele sprzecznych uczuć, głupich uczuć. mam dziwne wrażenie, że spotkałam osobę z którą mogę porozmawiać o wszystkim, która sprawia, że chce mi się śmiać jak najbardziej szurniętej wariatce. to nie jest normalne, boje się. cholernie się boję. ale to ryzyko sprawia, że to wszystko staje się coraz bardziej ciekawsze.




S: cholera, nie wiem co mnie podkusiło żeby dać ci numer gg,
 ale stwierdzam, że to była zdecydowanie dobra decyzja! :3
F: kolejna nieprzemyslania decyzja
tym razem moze nie bedzie zlych konsekwencjii
to chyba ze jakis krokodyl ciebie zje w podrozy
S: nie dam się tak łatwo pożreć, lol
masz racje, to była kolejna z pokus, której nie mogłam nie ulec
F: hahah, pewnie okiełznasz takiego krokodyla
i bedzie robic za motorowke dla nas ;< w trudnych warunkach
S: ahhaha no jasne, że tak! XD
ej, serio mam chęć się z tobą wybrać gdzieś w podróż
tokiedyjedziemy?
F: haha serio niezła jesteś
niezwykła jednagodzinna znajomosc
i już hen daleko w świat!
i jak tak naprawdę jestem krokodylem? i szukam ofiar.
i nie dam się Tobie wykiwać.
S: spokojnie, nawet jeśli stanę się ofiarą, to może będzie warto?
F: po prostu wezme Cie na zagryche. zaraz obok żab i boćków
S: czemu by tego nie sprawdzić, lol
F: oj nie pożyjesz długo na dalekiej wyprawie xD
 zanim zdąże powiedzieć  - ej Sara tylko nie wkładaj tam r............
i ciach, ręki nie ma.


głupia idiotko, nie zachowuj się jak zauroczone dziecko.
wariatek nikt nie pokocha, 
czas się z tym pogodzić.

6 lutego 2013

Ponoć nieświadomie upodabniamy się do osób, które kochamy.


Oppa~ 

znalazłam między nami podobieństwo

Saranghaeyo oppa~! :3

Sara, go to bed, 
you're drunk.

5 lutego 2013


 -Jak tu tłoczno.
Ktoś prowadzi go za rękę przez sale pełną ludzi. W oddali gra przyjemna muzyka, czyżbyśmy zmierzali na parkiet?
Muzyka się kończy, zaczyna się wolny kawałek. Przytulaniec, ale kogo ja mam przytulić? Szukam wokół siebie tych rąk, które prowadziły mnie przez tłum. Nie znajduje ich. Wpadam w panikę, dlaczego postanowiłeś zostawić mnie w tak paskudnym miejscu? Nie wrócę sam. Zgubie się tu, zginę bez ciebie. Po twarzy płyną mi łzy. Stoję samotnie na parkiecie, dokoła mnie dym. Chcę stąd zniknąć, ale.. Ale chyba coś słyszę. Tak, daleko ode mnie ktoś śmieje się lekko. Damsko. Perliście. Wszystko zaczyna wirować i chyba upadam na twarz. A nie, to jednak tylko kolana. Nie zdążyłem upaść. Coś mnie trzyma, a raczej ktoś delikatnie obejmuje w pasie. Kładę swoje ręce na czyjeś. A raczej nie czyjeś tylko twoje. Studiuje ich fakturę, każde wgłębienie każdą bliznę. Więc jednak postanowiłeś do mnie wrócić? Czy może przyszedłeś tylko popatrzeć jak upadam? Przyciągasz mnie do siebie, a ja ciągle stoję tyłem. Czuję twój oddech na karku. Ryzykuje. Obracam się w objęciach, by choć przez chwilę spojrzeć w twoją twarz. Jestem zaledwie kilka centymetrów od twoich oczu. Jeszcze bliżej twoich ust. Masz włosy do ramion i głodne oczy. W swoim charakterystycznym odruchu podniecająco oblizujesz usta. Masz tak długi język i tak idealnie skrojone usta. Pamiętam je. Znam je. Całowałem je. Były tylko moje. 
Masz taką delikatna twarz jak na.. mężczyzne
Śmiejesz mi się w twarz. Pragne cię. Osuwam się na kolana, rób co chcesz. Jestem twój.
Twoje ręce nie pozwalają mi upaść. Jedna z nich wodzi wzdłuż kręgosłupa. Chce cię. Weź mnie. Teraz. Tu.
Zjeżdżasz dłońmi na moje pośladki. Zadziornie ściskasz je. Rób mi tak jeszcze. Więcej. Proszę.
Przygryzam wargę żeby nie krzyknąć kiedy jedna z twoich rąk ląduje pod moją koszulką delikatnie drażniąc sutki. 
Znów śmiejesz mi się w twarz, a ja ulegam. Chcę poczuć twój język na moich wargach. Chodź tu. Chodź bliżej.
Nachylasz się nade mną i spełniasz moją prośbę. Czuje twoje usta na moich i ten niesamowicie długi język wślizgujący się coraz głębiej i głębiej. Badasz podniebienie, nasze języki krzyżują się w zmysłowym tańcu.
I nagle przerywasz to wszystko, odsuwasz się ode mnie.
A ja upadam, raz a porządnie uderzam głową o ziemie. Tłukę czaszkę, tłukę serce. 
Hyungnim, proszę wróć. Nie zostawiaj mnie samego w takim stanie. Hyung~!
Zapadam się w ciemność szepcząc twoje imię.
pisz niepotrzebne nikomu opowiadania. miej żal, że nikt nie chce ich czytać.cała ja.



a kiedy się chimery zlatują mój drogi
wtedy człowiek powoli na serce umiera

3 lutego 2013

czasem mam marzenia,
chciałbym tak po prostu zasnąć jak ty


i znowu 6 rano, 
czy jest sens się jeszcze kłaść? leżeć i kłamać sobie prosto w twarz, prosto w serce, że jeszcze potrafię zasnąć. że jeszcze tego chcę, że jeszcze mam nadzieję. pomęczyć się trochę, potorturować myślami. zmienić ułożenie po raz setny i jeszcze bardziej pognieść, już i tak mocno sfatygowaną, kołdrę. co jakiś czas zacisnąć pięści, do krwi przygryzać wargi. i czekać na sen, który mało subtelnie droczy się ze mną, co noc chowając się. i jak co noc, będzie śmiał się w głos szczelnie zamknięty w swojej kryjówce na tyle blisko bym mogła go usłyszeć i na tyle daleko abym nie mogła go dosięgnąć. myślę, że to jest właśnie moja kara. potępione dusze nie zaznają ukojenia.
6:16
nie chcę już zasypiać, jest tyle słów, które chciałabym z siebie wyrzucić, chciałabym móc wreszcie ubrać to w słowa. tak bardzo tęsknie za czasem, gdy nie brakowało epitetów, hiperboli, paraboli, przenośni, apostrof, synonimów czy związków frazeologicznych. za czasem, w którym zdania same się układały, a myśli nie uciekały przed spisaniem. ten odległy czas, kiedy mogłam puścić wodze fantazji i dać jej swobodnie lawirować pomiędzy wątkami. te czasy kiedy moje myśli stanowiły nierozerwalną jedność z dłońmi. 
nie potrafię już pisać o radości, pocałunkach czy rozstaniach. jedyne co potrafię to z wielkim wysiłkiem przelewać smutek w każde zdanie. 
każde słowo przesiąknięte jest żalem. każda sylaba obfituje w rozpacz. każda litera, każdy znak interpunkcyjny są pełne goryczy.
6:29
cała ja, żałosna i gorzka do granic niemożliwości. 
w każdą tkankę wszczepioną fabrycznie mam rozpacz, każdą komórkę ciała skażoną przez smutek.
do tego w komplecie serce; nadgryzione przez bezlitosny ząb czasu, co wieczór nucące psychodeliczne rymowanki, by ukoić skruszały od wewnątrz worek kości.


6:40

dnieje za oknem, jaśnieje 
szkoda, że tylko tam

6:43

1 lutego 2013





Bo jeśli nawet nie znasz mnie ja znam cię od zawsze
Jeśli myślisz, że nie widzę cię, a na ciebie patrzę
Jeśli znikniesz i wrócisz wiesz, że znajdziesz tu mnie
Dotkniesz mnie a ja zamknę oczy i znowu umrę
Jeśli cały świat na raz będzie chciał mnie powstrzymać
Będę i tak tam gdzie twój zapach będzie się zaczynać
Będę tam choćby była to najdłuższa droga
Bo masz we mnie więcej niż przyjaciela i wroga



ponownie proszę o trochę więcej wiary, że marzenia się spełniają
bo wszystko znowu traci sens i siebie zatracam
zbyt krótko było szczęśliwie, zbyt krótko było normalnie.



Archiwum bloga