3 lutego 2013

czasem mam marzenia,
chciałbym tak po prostu zasnąć jak ty


i znowu 6 rano, 
czy jest sens się jeszcze kłaść? leżeć i kłamać sobie prosto w twarz, prosto w serce, że jeszcze potrafię zasnąć. że jeszcze tego chcę, że jeszcze mam nadzieję. pomęczyć się trochę, potorturować myślami. zmienić ułożenie po raz setny i jeszcze bardziej pognieść, już i tak mocno sfatygowaną, kołdrę. co jakiś czas zacisnąć pięści, do krwi przygryzać wargi. i czekać na sen, który mało subtelnie droczy się ze mną, co noc chowając się. i jak co noc, będzie śmiał się w głos szczelnie zamknięty w swojej kryjówce na tyle blisko bym mogła go usłyszeć i na tyle daleko abym nie mogła go dosięgnąć. myślę, że to jest właśnie moja kara. potępione dusze nie zaznają ukojenia.
6:16
nie chcę już zasypiać, jest tyle słów, które chciałabym z siebie wyrzucić, chciałabym móc wreszcie ubrać to w słowa. tak bardzo tęsknie za czasem, gdy nie brakowało epitetów, hiperboli, paraboli, przenośni, apostrof, synonimów czy związków frazeologicznych. za czasem, w którym zdania same się układały, a myśli nie uciekały przed spisaniem. ten odległy czas, kiedy mogłam puścić wodze fantazji i dać jej swobodnie lawirować pomiędzy wątkami. te czasy kiedy moje myśli stanowiły nierozerwalną jedność z dłońmi. 
nie potrafię już pisać o radości, pocałunkach czy rozstaniach. jedyne co potrafię to z wielkim wysiłkiem przelewać smutek w każde zdanie. 
każde słowo przesiąknięte jest żalem. każda sylaba obfituje w rozpacz. każda litera, każdy znak interpunkcyjny są pełne goryczy.
6:29
cała ja, żałosna i gorzka do granic niemożliwości. 
w każdą tkankę wszczepioną fabrycznie mam rozpacz, każdą komórkę ciała skażoną przez smutek.
do tego w komplecie serce; nadgryzione przez bezlitosny ząb czasu, co wieczór nucące psychodeliczne rymowanki, by ukoić skruszały od wewnątrz worek kości.


6:40

dnieje za oknem, jaśnieje 
szkoda, że tylko tam

6:43

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga