17 lutego 2013

generalnie to jestem szczęściarzem chyba.
udało mi się zdobyć książkę do koreańskiego i cieszę się z tego niezmiernie.

spałam dziś tylko 2 godziny, byłam w stajni i trochę się pobiłam z Jaskrem. przycisnął mnie nawet do ściany i mam krwiaka na brzuchu. strasznie się zrobił agresywny ten koń, nie wiem co mu jest.  w sumie może to od tego, że już wiosna niebawem. konie zawsze wariują na wiosnę.
później w przyjechałam do domu żeby w locie wyszykować się i ruszyć na drugie urodziny mojego kochanego przyrodniego brata. szłam pieszo więc oczywiście się nie wyrobiłam, ale spacer zdecydowanie dobrze mi zrobił. śmiesznie się przygląda ludziom chodzącym po mieście. wszyscy są tacy sami, tak samo smutni i zmęczeni, wciąż uparcie studiują powierzchnię chodnika. rzadko który ma odwagę spojrzeć drugiemu w twarz, a już prawie żaden nie spojrzy w oczy.
wysiedziałam się na urodzinkach, zjadłam kawałek tortu. mimo przeogromnego zmęczenia towarzyszącego mi przez cały czas uśmiechałam się szeroko. jest taki młody, niech się cieszy, póki jeszcze może. swoją drogą chciałabym być na jego miejscu. chciałabym móc powtórzyć dzieciństwo. to był taki piękny czas.
około godziny 18 zebrałam się i poszłam do domu. kolejny spacer, kolejne obserwacje mijanych przechodniów. jeszcze więcej szarzyzny, jeszcze więcej bezradności, z dużą dozą zmieszania.
wpadłam do domu i widząc śpiącą matkę od razu wyszłam. poszłam do kolegi, tam spędziłam czas aż do wieczora.
było zabawnie. ciesze się, że są jeszcze osoby, do których mogę pójść prawie zawsze. to miłe.
przy okazji zrobiłam sobie magiczne zdjęcia z Diablo III, najlepszą grą wszech czasów: 


i pomijając moje pogryzione do krwi wargi, kłótnie z matką i problemy z akceptowaniem siebie to
 jest całkiem dobrze.
chcę się nauczyć koreańskiego. boże daj mi siłę.
na to życie.

takie żydy, tyle wygrać~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga