28 lutego 2013

faza umierania chyba odeszła i jest znośnie. 
nadal wyglądam jakbym nie spała, nadal wyglądam jakbym za dużo jadła. ale tak nie jest. nie jem dużo, śpię całkiem porządnie, chociaż nadal nie mogę się wyspać. już niedługo wiosna, tyle ładnych ubrań wchodzi do sklepów, a ja taka gruba. frustracja sięgnęła zenitu i teraz spróbujemy spacerować więcej i mniej siedzieć przed komputerem. głos w mojej głowie stwierdza, że jestem straszną hipokrytką. drogi głosiku, doskonale o tym wiem, ale tonący brzytwy się chwyta, nieprawdaż?
poprawiła mi się cera, napar z rumianku czyni cuda. kwas hialuronowy także. ciesze się bardzobardzobardzo~






słucham robbiego williamsa i myślę sobie co by było gdybym mogła cię mieć. pff, marzenia ściętej głowy. chciałabym się znowu napić. trochę uciec, trochę się schować, trochę porozmawiać. byłoby miło. 
jestem dziwnie skonsternowana, nie wiem nawet co napisać. niby czuje się dobrze i jest w porządku, ale z drugiej strony mi ciężko jakoś. nawet nie tyle, że jestem smutna. zwyczajnie mi ciężko. 
ciężko się śpi, ciężko się wstaje, jeszcze ciężej się oddycha. czasem chciałoby się nie oddychać wcale.
ale nie da się, nie tak łatwo.
trzeba wstawać, trzeba iść, trzeba dać radę. niby tak mało, a jak dużo.
znowu chce mi się płakać, a nie potrafię. mimo wszystko czuje jakieś głupie ciepło w sercu i chyba tylko dzięki niemu potrafię się pocieszać codziennie. i spać, i wstawać, iść i oddychać. coś mnie podtrzymuje na duchu mimo, że nie potrafię nawet sprecyzować co. jakaś drobna nadzieja na poprawę.
no, ale staram się i próbuje się ogarniać, nawet jeśli nadal słabo mi to wychodzi. ważne, że się staram.
prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga