30 maja 2013

kochałam cię, jakby jutro miało nigdy nie nadejść 


aż jutro nadeszło




trzeźwiejąca i sentymentalna
paskudne połączenie.
stan nietrzeźwości
od ponad piętnastu godzin
pęknięty wyświetlacz telefonu
piwo, wino, wódka
do wyboru
cienkie fajki
dreszcze

chyba się kończę.

28 maja 2013

zamów nowe sztylpy na wymiar >> schudnij i płacz, że są cholernie za duże.

biednemu to zawsze wiatr w oczy, ciekawe jaki szewc mi teraz zmniejszy je o całe 10 cm.
ech, a tak się cieszyłam kiedy przyszły.
smutne jest życie przepracowanego człowieka.
a te łydki mogłyby już łaskawie zostać w tym samym rozmiarze przynajmniej przez pół roku.
nie mam zamiaru stale wszystkiego zwężać.

27 maja 2013

Nie paliłeś dawniej tyle co dziś.
Zapałka ci drży,
nielekko nam iść.
Wlejmy kroplę gorzkich żalów do szkła.
Nie wstydźmy się słów, nie bójmy się dnia.

Pijmy wino za kolegów,
którym szczęścia w życiu brak.
Za tych, którym zawsze idzie nie tak;
kobiety nie te i zimy zbyt złe.
My, co mamy ciepłą strawę i kąt,
opinię jak łza - przepustkę na ląd.

Pijmy wino za kolegów,
co się niby iskry tlą,
których jakiś Bóg przeznaczył na złom.

Właściwa chwila,
żeby odejść.
Jestem taka słaba,
zabierze mnie byle wietrzyk
daleko.
Właściwa chwila,
żeby odejść.
Ofiarowałeś mi wczoraj najzłotsze ze swoich spojrzeń,
wiem,
że nie masz tego więcej.
Właściwa chwila,
żeby odejść.
Spóźniasz się.
Weźmiesz rozpacz za nauczkę.

Jego smutek go złościł, a złość smuciła. 
I utknął w tym kole, nie będąc w stanie się uwolnić.

26 maja 2013

szósta rano, a ja nadal pijana
brawo sara, trzymaj tak dalej, a na pewno nie skończysz jako stary alkoholik
za wysokie ciśnienie żeby spać
tyle kaw z rzędu
bądź z siebie dumna sara
bądź, kurwa, dumna

25 maja 2013

jutro wielki dzień, a ja nie mogę spać.
nie mogę skupić się na niczym poza bezmyślnym wpatrywaniem się zegarek.
przede mną jeszcze dziesięć niepełnych godzin oczekiwania.
miałam wyglądać dobrze. pff, niedoczekanie. 
podkrążone oczy, poplątane włosy, szara skóra,
cudem będzie jeśli nikt nie porzyga się na mój widok.
do tego wszystkiego dochodzi jeszcze ten cholerny deszcz.
zawsze kiedy nie mam transportu musi lać. zawsze.
mam pusty dom, a jednak nie mogę cię tu zabrać.
wszystko musi być pod kontrolą, przecież jestem potencjalnym zagrożeniem, czyż nie?
boże, tak bardzo się denerwuje. tak bardzo nie wiem co ci powiem. tak bardzo nie wiem czym uspokoję moje ręce, by cię nie dotknąć.
wycieńczona i sfrustrowana - ideał pocieszycielki.
siedzę tu i klnę pod nosem. piję jedenastą herbatę tego wieczoru, drugą od północy.
co zrobić żeby cię nie stracić. żeby cie zatrzymać przy sobie.
tak bardzo niemożliwe.
jestem żałosna i aż śmieszna. nawet na siebie samą brakuje mi już słów.
w ogóle brakuje mi słów.
spaliłam zeszyt z wierszami, niech żyje autodestrukcja..
przepisuje stare dzienniki, dając zajęcie moim dłoniom. przynajmniej nie mają czasu drżeć.
koniec tego, powinnam położyć się do łóżka i przeczekać do rana.
nie ma sensu torturować się świadomością, że ten wielki dzień okaże się zapewne kolejną wielką klęską.
nie ma sensu myśleć o ważnej rozmowie, której scenariusz przewiduje dwa prawdopodobne zakończenia. obydwa niebywale przygnębiające.
nie ma sensu myśleć o szczęściu, które zostanie mi odebrane w najbardziej brutalny z możliwych sposobów.
muszę wytrzymać do rana, by godnie się pożegnać.
muszę.

20 maja 2013

pytają jak
jest
dobrze mówię

nie oszukuje 
ciągle
mówię dobrze

pomimo to 
ciężej
się pisze 

nie pisze 
się
o pocałunkach

o ustach nie myśli
się 
w tej kategorii

wargi stygną
złożone
w drwiącym uśmiechu
skażone kłamstwem
wywołanym
dziecinnym strachem
rozpaczliwie zagryzione
przez
ból niedopowiedzeń

pisząc usta
nie 
myślę o konkretnych

pisząc pocałunki
cóż


nie piszę.

11 maja 2013


 nie wystarczy słowo, by powiedzieć jak jest teraz
i nie byłbym tu sobą, mówiąc, że się chcę pozbierać
i że umiem, i że potrafię, że się nie wkurwię


jestem znużona tym wszystkim

jestem wściekła
nie jestem sobą 
nie tą, którą byłam dotychczas

trzęsę się, a krzyk
grzęźnie w gardle

cicho - nikt
nie może wiedzieć
proszę - nikt
nie może słyszeć

umieraj
                           my 
umiera
                           my

szeptem

                                                                                                                                                                 
nie zakłócając błogiej ciszy poranka

9 maja 2013

majowe tereny są najpiękniejsze 

w stajni strasznie napięta atmosfera. duszno i nieprzyjemnie.
hala w budowie, padok nieczynny, a ja zupełnie nieprzydatna do niczego.
chciałabym być wreszcie niezależna. mieć swoje prywatne małe-duże futrzaste szczęście i w świętym spokoju z nim pracować. 
teraz jest na to odpowiedni czas. tak właśnie czuję.
powoli ruszam na nowo ten temat w towarzystwie mamy. zobaczymy co z tego wyjdzie.
swoją drogą tata nie odzywał się do mnie od dwóch miesięcy. chyba serio mówił o tym wydziedziczeniu.
powinnam się przejmować, ale nie mam już na to siły.
praca z końmi wyciąga ze mnie całą energie, więc nie starcza mi jej na cokolwiek innego.
w stajni zużywam też mój dzienny zapas cierpliwości. oddaje ją koniom, nie starcza jej dla ludzi.
poza tym wszystkim mam nerwy całe w strzępkach.
drżą mi mięśnie twarzy, ale za nic w świecie nie zgodzę się na zastrzyki z magnezu. przenigdy.
coraz częściej słysząc niezbyt przychylne komentarze na temat mojego postępowania z końmi mam chęć krzyczeć "zrób to kurwa lepiej skoro potrafisz", rzucić wszystko w cholerę i już tam nie wracać.
brakuje tego wewnętrznego spokoju, który miałam w sobie jeszcze rok temu.
teraz wszystko jest niestabilne i boję się, że kolejny wstrząs może zniszczyć to na co pracowałam przez tak długi okres czasu.
ciężkie czasy nastały. trzeba to jakoś przeczekać. mam nadzieję, że wystarczy mi zdrowia i rozsądku, by nie porzucić siebie.

7 maja 2013

tegoroczna majówka wreszcie się skończyła. 
jeszcze nigdy tak bardzo nie cieszyłam się z powrotu do codzienności.
nie znoszę rodzinnych wyjazdów. zostałam stworzona, by spędzić życie samotnie. ciężko mi funkcjonować w kontakcie z ludźmi, nie mówiąc już o tym, że podczas tego pięknego wyjazdu musiałam spać w jednym łóżku z chłopakiem, którego poznałam kilka dni wcześniej. wspaniałomyślna matka.
majówkę spędziłam tak aktywnie, że ledwo mogę się ruszać. 
codziennie 40 kilometrów rowerem, potem spacer po wydmach, a jeszcze później zwiedzanie latarni morskiej i powrót rowerem. oczywiście nikt nie wziął pod uwagę tego, że ciężko znoszę spacery po piasku. krew mnie zalewa na samą myśl o tych żółtych połaciach pierdolonego sypkiego gówna, które z wiatrem namiętnie wpadało mi w oczy, uszy i tłukło po twarzy. w momentach skrajnej frustracji nawet modliłam się o śmierć. pękłam, załamałam się i musiałam zadzwonić do ciebie. znowu ryczałam w słuchawkę ponad półtorej godziny, kuląc się w kącie pokoju. chciałabym cię dotknąć. tak długo nie trzymałam twojej ręki. ciężko się oddycha samemu. ty jakoś znajdujesz substytuty i dużo nowsze zamienniki mnie. ja nie potrafię.
jakimś cudem przetrwałam do końca tego tragicznego rodzinnego wyjazdu. po części dzięki twoim słowom. poczekam na ciebie. zawsze czekałam. zawszę będę.
od wczoraj jestem w domu i dzisiejszy dzień był naprawdę szalony.
odebrałam poród osła i patrzyłam na to jak szykuje się do zejścia z tego świata jeden z najcenniejszych dla mnie koni. ciężko było. coś się kończy, coś się zaczyna. 
powoli powinnam do tego przywyknąć.
moja świadomość została lekko ogłuszona piwem i jestem teraz bardzo wygodnie obojętna. wykorzystam więc moment i położę się do łóżka, może uda mi się spokojnie przespać tą noc, bo jutro czeka mnie kolejny aktywny dzień.
naprawdę masochistka ze mnie. zapracuję się kiedyś na śmierć.

2 maja 2013

Don't drop me in
It's not my turn
If you cut deep
Then I might learn
That you scar and leave me
Like a sunburn

We never even tried
We never even talked
We never even thought in the long run
Whenever it was painful
Whenever I was away
I'd miss you

And I miss you