9 maja 2013

majowe tereny są najpiękniejsze 

w stajni strasznie napięta atmosfera. duszno i nieprzyjemnie.
hala w budowie, padok nieczynny, a ja zupełnie nieprzydatna do niczego.
chciałabym być wreszcie niezależna. mieć swoje prywatne małe-duże futrzaste szczęście i w świętym spokoju z nim pracować. 
teraz jest na to odpowiedni czas. tak właśnie czuję.
powoli ruszam na nowo ten temat w towarzystwie mamy. zobaczymy co z tego wyjdzie.
swoją drogą tata nie odzywał się do mnie od dwóch miesięcy. chyba serio mówił o tym wydziedziczeniu.
powinnam się przejmować, ale nie mam już na to siły.
praca z końmi wyciąga ze mnie całą energie, więc nie starcza mi jej na cokolwiek innego.
w stajni zużywam też mój dzienny zapas cierpliwości. oddaje ją koniom, nie starcza jej dla ludzi.
poza tym wszystkim mam nerwy całe w strzępkach.
drżą mi mięśnie twarzy, ale za nic w świecie nie zgodzę się na zastrzyki z magnezu. przenigdy.
coraz częściej słysząc niezbyt przychylne komentarze na temat mojego postępowania z końmi mam chęć krzyczeć "zrób to kurwa lepiej skoro potrafisz", rzucić wszystko w cholerę i już tam nie wracać.
brakuje tego wewnętrznego spokoju, który miałam w sobie jeszcze rok temu.
teraz wszystko jest niestabilne i boję się, że kolejny wstrząs może zniszczyć to na co pracowałam przez tak długi okres czasu.
ciężkie czasy nastały. trzeba to jakoś przeczekać. mam nadzieję, że wystarczy mi zdrowia i rozsądku, by nie porzucić siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz