28 kwietnia 2013

niesamowicie interesujący dzień coraz intensywniej zmierza ku końcowi.
nie byłam dzisiaj w pracy, w stajni. nie udało mi się zrobić nic poza siedzeniem bez makijażu i dyskutowaniem z matką na temat deficytu ojca w życiu młodego mężczyzny. udało mi się przerazić matkę, nic nowego. cudem udało mi się nie wpaść w histerie wybierając tak bardzo znienawidzony numer. jeszcze większym cudem udało mi się nie szlochać rozmawiając z najukochańszą na świecie osobą. udawałam silną tak długo powtarzając "będzie dobrze. będzie dobrze. jeszcze tylko trochę.", że aż sama zdawałam się w to wierzyć. jestem taka sfrustrowana tym, że nic nie mogę zrobić. kiedy odłożyłam słuchawkę cudowna wiara we wszystkie wypowiedziane wcześniej słowa nagle uleciała i ciężar sytuacji znowu wgniótł mnie w podłogę. bo nie będzie dobrze i nie jeszcze trochę. jeszcze około trzech długich miesięcy. to dla mnie za długo, nie wytrzymam bez ciebie. jak bardzo samolubne są moje myśli, sama siebie nie poznaję. dzień się kończy, a ja trzęsę się ze strachu. gdyby nie to, że udało mi się dziś upić całkiem porządnie to pewnie znów umierałabym z tęsknoty. właściwie to i tak umieram, co to za różnica. alkohol łagodzi skutki twojego niebycia. boję się tak bardzo. skończyły mi się papierosy. szczęśliwie dla moich płuc, mniej szczęśliwie dla moich dłoni nieustannie szukających zajęcia. usta też szukają. to takie żałosne, że aż strach. jedna szklanka dzieli mnie od przyjemnej utraty świadomości, a mimo tego nadal piszę bezbłędnie. zabawne. teraz, kiedy jesteś tak daleko wszystko zdaje się być jeszcze mniej rzeczywiste niż zwykle. nie żeby mi to przeszkadzało. codzienny telefon jakoś trzyma mnie jeszcze przy życiu, chociaż coraz słabiej. zastanawia mnie kto wytrzyma dłużej. trzy pieprzone miesiące. nadal nie mogę sobie tego uzmysłowić. plączą mi się myśli, pewnie jutro będę zaskoczona, że to się tutaj w ogóle zanalazło. miałam nie pić i jak zwykle szlag trafił te wszystkie postanowienia. siedzę tu sama i powoli zmęczenie, brak magnezu objawiający się drgającą powieką, alkohol płynący w żyłach i brak konkretnego posiłku od dwóch dni dają o sobie znać. "zapominasz jeść i nie pracujesz, czy tak trudno ci zrozumieć to, że ona potrzebowała pomocy?" nie trudno zrozumieć, ale szukacie pomocy w złym miejscu. boże, chcę już przestać myśleć. mój umysł zdaje się jakby miał zaraz eksplodować. koniec tych bzdur. pora upić się na dobre.
mam nadzieję, że ten dzień okaże się mniej interesujący. na samą myśl o kolejnym zwrocie akcji w moim nieprawdopodobnie popierdolonym życiu zbiera mi się na wymioty. kiedyś myślałam, że zmiany są dobre.
do niedawna nie miałam pojęcia jak bardzo się myliłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga