19 kwietnia 2013

Bardzo przyjazny dzień za nami.
Niesamowicie jest po tak długim czasie wrócić na swoje właściwe stanowisko.
Już zapomniałam jak bardzo moja praca potrafi być przyjemna.
Wróciłam do łask, znowu jestem potrzebna. Cieszę się jak dzieciak, bo myślałam, że to "wracanie" zajmie mi co najmniej miesiąc.
Okazało się jednak, że wróciłam już po niecałym tygodniu.
Chyba zacznę powtarzać, że "ciężka praca popłaca" i takie tam.
Jestem wariatką, piszę tutaj codziennie. Piszę o niczym. 
Powinnam zacząć prowadzić jakiś prywatny pamiętnik... to w sumie całkiem dobra myśl.
Nie będę się tu rozwodzić nad tym jak to fantastycznie jest w stajni i jak uwielbiam dzielić się swoją pasją z przyjeżdżającymi do nas ludźmi.
Chcę napisać tylko, że jeśli bym mogła to do końca życia chciałabym już być instruktorem. 
To jedna z tych rzeczy, do których jestem stworzona.
Szkoda tylko, że nie da się z tego wyżyć. Smutne.
Ale teraz nie zajmuję się przyszłością. Teraz jest tylko miejsce na teraźniejszość. Tak jest łatwiej.
Przed chwilą skończyłam oglądać film o powstaniach ludności i protestach we Francji (bodajże lata '60, może '70). 
W tym momencie poważnie zastanawiam się nad tym w jaki sposób wpadł on w moje ręce.
Prawdopodobnie zupełnie przypadkowo na niego trafiłam.
To śmieszne, bo bardzo mi się spodobał...
Pomijając fakt, że nie lubię oglądać filmów. Pomijając to, że wszystkie filmy stricte historyczne mnie nudzą. 
Pomijając chory główny wątek o kazirodczym związku bliźniaków syjamskich, z których jedno ma niebieskie oczy, a drugie brązowe (czy to w ogóle możliwe?). 
Pomijając pierwszoplanowego bohatera, który wszedł w swoistego rodzaju związek z oboma bliźniakami, nie będąc chyba do końca tego świadomym.
Pomijając to wszystko film mi się bardzo podobał.
Był tak nakręcony, że nie mogłam oderwać oczu od ekranu i byłam szczerze zdziwiona kiedy się skończył.
Momentami pozostał niezrozumiały, ale większość była wręcz fenomenalna.
Dawno nie zachwycałam się tak jakimkolwiek filmem. Nie lubię filmów.
Jest mi bardzo dziwnie z tym, że zrobił na mnie takie wrażenie.
Wyciągnęłam z niego zabawny morał: wariat zrozumie wariata, dopóki jeden z nich nie przekroczy progu wyższego wariactwa; innymi słowy jeśli szaleństwo obojga jest na tym samym poziomie to będą się rozumieć, lecz kiedy jeden z nich przejdzie przez umowną granicę, a drugi pozostanie przed nią, wtedy ich drogi się rozejdą.
Nie do opisania.
Swoją drogą chyba zaczynam bredzić. Powinnam iść spać, ale znów jestem zbyt rozemocjonowana, by móc zasnąć.
Cieszęsięcieszę~  Życie jest piękne, kocham swoją pracę i włoskie kino!
Zwariowałam do reszty. Umowna granica została już dawno przekroczona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga