bardzo chciałabym coś napisać. w związku z tym siedzę tutaj i męczę się od pół godziny, by wydusić z siebie chociaż tych kilka składnych zdań. nie umiem pisać, nie umiem spać. znowu nie byłam na próbach, znowu udaję, że gitara nie istnieje, a telefony od dyrygentki to tylko pomyłka. nie robię nic, prócz wiecznych ćwiczeń z angielskiego, które chyba stały się obsesją. bardzo boję się, że znikam.
duch ciało opuścił, nie ma mnie tu.
jutro prawdopodobnie czeka mnie bardzo przyjemny dzień, a ja zamiast się cieszyć to siedzę tu i narzekam. powinnam się ogarnąć, uśmiechnąć, zrobić herbatę i poczekać, aż się rozjaśni. skupić się na przyszłości, nie myśleć o przyszłości. zebrać się jakoś w całość, przestać wykorzystywać ludzi i zapomnieć o nienawiści.
~wykasowałam połowę bzdur, którą tutaj nabazgrałam przed kilkoma chwilami. to zupełnie bezcelowe.
i chyba własnie w tym momencie zdałam sobie sprawę, że nie jestem zdolna do odczuwania jakichkolwiek pozytywnych emocji. mało pocieszające odkrycie. lepiej się położę, bo zaczynam się bać i to bardzo mocno. tego co zrobiła ze mnie przeszłość, tego czym się przez nią stałam. zupełnie pusty, a jednocześnie empatyczny do granic; worek kości. nie czuje siebie, czuje za to podwójnie za innych. chore. moja nienawiść do wszystkiego mnie przerasta i boje się. kurewsko się boję. proszę bardzo, nie jestem już twarda, nie unoszę się honorem. mam dosyć siebie i najchętniej znowu usunęłabym połowę tej pieprzonej notki, albo najlepiej całego tego bloga; świadectwo mojej największej słabości. gdyby się dało usunęłabym całą swoją przeszłość, wymazałabym mój nędzny ślad z kart historii i zniknęłabym sobie. jest to najpiękniejsza rzecz jaką mogę sobie teraz wyobrazić.
nie licząc ciebie. koło mnie. rano. z rozpiętą koszulą. w delikatnym zielonym świetle przebijającym się przez rolety.
nie licząc sennego uśmiechu i słów:
'nic nie żałuję'.
ukłucie. to było tak dawno.
miażdżący ból. pora na sen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz