14 marca 2013

 czwarta nad ranem, a ja znowu pełna życia siadam do pisania bzdur.
przydałam się na coś wczoraj i chyba trochę lepiej się czuję. obejrzałam wszystkie zaległe odcinki xfactora i nie czuję już żalu ani zazdrości. spróbujemy w przyszłym roku. w przyszłym roku nikt mi nie powie, że jestem za młoda. ewentualnie będą mogli powiedzieć, że się nie nadaje. że nie umiem śpiewać, mam za grubą dupę czy cokolwiek. chciałabym wreszcie usłyszeć te cokolwiek. chciałabym usłyszeć, że nie potrafię, że nie mam żadnych szans. wtedy wreszcie miałabym potwierdzenie moich słów i nie czułabym presji by dalej próbować.
wszyscy mają do mnie jakieś oczekiwania odnośnie śpiewu, wszyscy liczą na to, że będę dobra. 
mam dosyć tego momentu, w którym ludzie się pytają "a może umiesz śpiewać?", a wtedy wszyscy moi znajomi "TAK ONA POTRAFI TYLKO POCZEKAJ AŻ USŁYSZYSZ". to miłe, ale to też jest swojego rodzaju presja. to samo na jakichkolwiek zajęciach, bądź konkursach wokalnych. "dużo o tobie słyszałam", "ona śpiewała w tamtym zespole, no wiesz którym", "to oczywiste, że dobrze śpiewa skoro uczy się od dziecka". gdybym mogła z tego miejsca zaapelować do wszystkich: boże nie róbcie tego, ludzie. to jest nie do zniesienia. nieważne, że jestem jedynym odbiorcą, miałam potrzebę niesamowitą by to napisać.
teraz, kiedy moje umiejętności zmalały, bo przestałam ćwiczyć ciężko mi dorównać dawnym oczekiwaniom.
wracam do śpiewania w chórze i wszyscy oczekują fajerwerków, albo bóg wie czego. a ja już tak nie potrafię, zmarnowałam lata pracy. przyznaje się sama przed sobą. zmarnowałam potencjał, zmarnowałam talent. przejebałam swoją szanse na zostanie dyrygentem. przejebałam szanse na pójście do akademii muzycznej. przejebałam szanse na jakąkolwiek przyszłość. i teraz pozostaje tylko pytanie; co teraz?

jakby nie patrzeć sama niszczę sobie życie. miałam wiele szans i z żadnej nie skorzystałam.
mam niecałe szesnaście lat i zero perspektyw, zero planów na przyszłość. jestem tak młoda, a mam wrażenie, że już się kończę. potrafię tylko uciekać i zmieniać kierunek. 
a teraz muszę wrócić i odbudować mosty, które spaliłam uciekając. nie powinno się dwa razy wchodzić do tej samej rzeki, a ja wracam po raz trzeci. wchodzę, a gdy tylko robi się zbyt zobowiązująco uciekam z podkulonym ogonem. coraz krócej wytrzymuje i coraz dalej uciekam. mimo wszystko najbardziej martwi mnie to, że któregoś razu może już nie być do czego wracać.

ciężko mi pisać, siedzę już tutaj dwie godziny. wybiła szósta i pora kończyć na dziś.
za ścianą dzwonią budziki. pora położyć się i poudawać, że jeszcze potrafię spać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga