14 czerwca 2013

zmiany, zmiany, wielkie zmiany.
nareszcie coś rusza się do przodu.
zmieniam stajnię, zmieniam konie, zmieniam podejście do jazdy.
nowa trenerka jest świetna, w ciągu dwóch jazd naprawiłyśmy coś z czym sama nie mogłam uporać się przez ponad rok. 
tak bardzo się cieszę, że nie przeszkadzają mi nawet zakwasy i siniaki.
miło jest dla odmiany usłyszeć 'jeszcze będziesz świetnie jeździć' oraz 'wcale nie jest tak źle, panno perfekcjonistko' zamiast standardowego 'i tak nigdy nie będziesz jeździć sportu, bo nie masz do tego predyspozycji'. 
tutaj nie liczy się talent tylko praca włożona w doskonalenie swoich umiejętności. tak własnie powinnam sobie powtarzać.
w tym tygodniu jeździłam młodego konia, który dopiero zaczyna pracować pod siodłem i było ciekawie. 
tylko raz próbował mnie zrzucić, raz się spłoszył, a poza tym był grzeczniutki.
dzisiaj za to jeździłam dużego srokatego. śliczny i łagodny, ale twardy w pysku. lata w szkółce robią swoje.
strasznie się cieszę, że wreszcie ktoś wymaga ode mnie czegoś więcej niż tylko bezmyślnego jeżdżenia.
maltretujemy dosiad i pół-parady, łapiemy równowagę w ruchu, jeździmy bez strzemion.
ćwiczenia z woltyżerki są szczególnie zabawne, chociaż siniaki po nich już nie koniecznie.
właściwie to dzisiaj pierwszy raz jeździłam na siodle ujeżdżeniowym i okazało się być niesamowicie wygodne.
najchętniej pojechałabym jutro na kolejną jazdę, ale niestety nie da się tak codziennie.
jeśli dobrze pójdzie to wybiorę się w niedziele, albo w gorszym przypadku w poniedziałek.
jeszcze nigdy tak bardzo nie mogłam się doczekać kolejnego treningu.
najlepsza z tego wszystkiego jest świadomość, że jeśli się uda regularnie trenować, to przy takich postępach pojadę już tegorocznego hubertusa.
trzeba tylko ciężko pracować i damy radę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz