5 czerwca 2013


maybe I fell in love when you woke me up



jestem okropnym człowiekiem, nie rozmawiałam z tobą od piątku.
to już prawie tydzień.
śnisz mi się zdecydowanie zbyt często.
co więcej?
rozkładam się na czynniki pierwsze.
dużo czytam, mało jem. dużo piję, mało śpię.
nie palę, siedze grzecznie pod kołdrą i czekam, aż temperatura zejdzie mi poniżej 37 stopni.
niekiedy szwędam się po pustym domu, wsłuchując się w echo własnych kroków.
waga spada mi w zastraszającym tempie i boję się, że niedługo będę wyglądać jak szkielet, na który ktoś naciągnął o kilka rozmiarów za dużą skórę.
mięśnie mi umierają, nie miałam porządnego treningu od prawie dwóch tygodni.
nienawidzę moich myśli, nienawidzę mojej podświadomości, nienawidzę świadomych snów.
"jebać to, wolałabym już chyba umrzeć" - jako odpowiedź na wszystko.
jeszcze pojawia się 'chyba', jeszcze nie jest najgorzej.
ciężko zebrać się w sobie częściej niż raz w tygodniu, kiedy tu jesteś.
ciężko zebrać w sobie tyle sił, żeby przestać być taką pieprzoną egoistką i znaleźć chociaż trochę czasu na telefon do ciebie.
mówią, że jak o kimś się śni to znaczy, że ta osoba tęskni, czy coś w tym stylu.
osobiście uważam, że to bzdura. że to my podświadomie przywołujemy jej obraz z pamięci, by choć trochę mieć jej dla siebie, kiedy w dzień nie możemy.
często śnię jak umierasz. wokół panuje przenikliwe zimno, a ja nie mogę niczym zatamować upływającej z ciebie krwi. i niosę cię martwą, i płaczę, i z każdą sekundą twoje ciało opuszcza to ukochane ciepło.
zwykle wtedy budzę się, biegnąc zrzucam z łóżka śpiącego kota i walczę z mdłościami ogarniającymi moje ciało.
tak właśnie się boję co noc, tak właśnie mój mózg podpowiada mi, że kiedyś w końcu cię stracę.
i, że nic nie będę mogła na to poradzić.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz