14 sierpnia 2013

Moje konisko zaprzyjaźnia się z osłem, ależ mam uciechę.

To jeden z tych dobrych poranków, kiedy pobudka przez smsa wcale nie jest irytująca.
Zdjęcia grubego od rana - jak złoto.
Od dwóch dni cholerny deszcz uniemożliwia mi dotarcie na treningi.
Z tego co wiem dziś także ma padać, a to oznacza, że zostaną nam jakieś dwa dni na trening.
Póki co musimy sobie radzić sami.
Gdyby nie to błoto to byśmy sobie ładnie ogarniali.
W terenie dogadujemy się wspaniale, na padoku nadal są problemy.
Będziemy walczyć, ale do tego potrzebujemy suchego podłoża.

Czasami ciągle do mnie nie dociera, że mam Ciapka na stałe, czasami zdarza mi się spieszyć i myśleć "kurcze, nadal nie umiemy galopować na wolcie", a później sobie przypominam, że na nauke mamy całe lata.
Wtedy ogarnia mnie dziwna błogość, poczucie bezpieczeństwa i jakiejś przynależności.
Świadomość, że mam go tylko dla siebie, że z nikim nie będę musiała się nim dzielić; że ktoś jest tylko dla mnie.
Jeszcze wiele musimy się razem nauczyć, mamy tak dużo czasu, nie powinniśmy odczuwać żadnego pośpiechu.
Ciężko się przyzwyczaić do tego, że tak naprawdę mogłabym jeździć całymi dniami.
Jeszcze ciężej zmotywować się do pracy, kiedy wspólna jazda po prostu cieszy; kiedy chcielibyśmy szaleńczo galopować przed siebie i nie zatrzymywać się nigdy.
Jak tu myśleć o zwalnianiu, o pracy na kole, o ustępowaniu od łydki.
Jak tu myśleć o padoku, kiedy wokół nas tyle pięknych, nie odkrytych terenów.
Muszę się, cholera, zmobilizować do pracy, w końcu tyle nauki jeszcze przed nami.
Jeśli uda się dziś skorzystać z hali to zaczniemy pracę na lonży w trzech chodach.
I pierwszą z siedmiu zabaw Parelliego.
Boże, niech mnie ktoś kopnie w tyłek, bo znając życie znowu wsiąde na Bolka i pojedziemy przed siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz